z samochodu zrezygnowałam. sprzedałam i tyle. mniej stresu, czasu więcej. mimo, że mogłabym tak w ogóle z niego zrezygnować, to z taksówek zrezygnować nie mogę. dlaczego?
bo nie potrafię, nie chcę i tyle. bo od czasu do czasu do taksówki wsiadam i rozmówcę, kierowcę "prawie zawsze" zaczepiam.
2dni temu też nie zrezygnowałam. taksówkę jak zwykle przez apkę zamówiłam i zajęłam się poranną krzątaniną. z rutyny swoim, natrętnym dźwiękiem wyrwał mnie telefon. potwierdził mi tylko: „wszystko jest ok, twój kierowca, twoja kolejna historia już w drodze. za 7 siedem minut będzie”. od razu jak o historii pomyślałam jakoś tak lepiej mi się zrobiło, ci bardziej emocjonalni, twierdzą, że wtedy cieplej na sercu się robi. mi się nie robi, ale co tam. wszystkie takie same nie jesteśmy.
spięłam się więc, by się nie spóźnić. spóźniać się nie lubię. takie wychowanie. ślad rodziców. wiadomo, niektórzy twierdzą, że coś z nich w człowieku zostaje, nie wiem, czy to akurat, ale niech będzie. nie spóźniłam się, nawet trochę na moją historię, historię człowieka czekałam. lubię czekać, zwłaszcza na panów. warto było. och warto.
na początek, pierwszą zajawkę, długo czekać nie musiałam. kierowca, młody chłopak jeszcze, 300sta może 500set metrów w milczeniu wytrzymał i bez skrępowania po minucie, prosto z mostu zapytał:
- dokąd pani jedzie?
- do pracy, nad morze, do Gdyni się znaczy – odpowiedziałam.
- a co pani robi, jak zapytać mogę?
- pracę innym organizuję, razem z nimi to co skuteczne wdrażamy.
- lubi pani to?
- lubię, nawet bardzo.
- i właśnie o to chodzi i właśnie o to się rozchodzi, proszę pani, by robić to, co człowiek lubi. a jak mniej lubi, to mniej robić
lub w ogóle nie robić. - no tak, trudno się nie zgodzić, rodzicie mi to często powtarzali.
- fajni rodzice, a często pani podróżuje? – ciągnął kierowca dalej.
- często, kilka, kilkanaście wyjazdów w miesiącu – bez pośpiechu odpowiedziałam.
- o to dużo. a widzi pani, ja też teraz niby w pracy, a w podróży jestem.
- no tak, ze mną tu, z kimś innym gdzieś tam. ma pan rację, codziennie niejedną podróż pan ma.
- i to chodzi i o to się rozchodzi, proszę pani, nudy nie ma. ciekawe te ludziska. życia ciekawe mają.
- a co, pan ciekawego nie ma? – odważnie temat rozpoczynam. niezłaOkazja.
- pewnie, że mam. a wie pani, że ja kiedyś to księgowym byłem? „skąd mam to wiedzieć” – pomyślałam i grzecznie odpowiedziałam:
- księgowym? to co pan na taksówce robi?
- na zimę się w niej zaszywam. sam dla siebie pracuję.
- ale dlaczego z księgowego pan zrezygnował?
- zrezygnowałem, bo to nie robota dla młodego była.
już miałam wypalić i odpowiedzieć: „i o to chodzi i o to się rozchodzi”, powstrzymałam się jednak i zapytałam: - jak nie dla młodego?
- wie pani, po studiach od razu byłem, za dziewczynami wolałem ganiać niż w liczbach, cyferkach siedzieć.
- no tak wiadomo. dziewczyny to dziewczyny, częściej niż liczby się uśmiechają ;)
- no pewnie. z roboty, z ciepłej posadki się zerwałem i w świat za jedną pobiegłem. wie pani, chodzi o to i o to się rozchodzi, by lubić to, co się robi.
- już teraz wiem. ale Kobiety, słyszę i widzę, to pan lubi?
- lubię.
- i jak już pan za jedną z nich w świat poszedł i dobrą posadę rzucił, to co pan zaczął robić?
- na swoje poszedłem, firmę swoją założyłem i różnych usług się imałem.
- jakich?
- najlepiej to w eventach mi szło. imprezy dla innych organizowałem. wyłączność na całym zalewie zegrzyńskim miałem. dj’em Zalewu byłem. wie pani, królem życia byłem.
- e to chyba nieźle musiało być?
- było. proszę pani, co to za czasy były. co weekend impreza i w tygodniu też czasem. rozmarzył mi się kierowca. wspominał pewnie.
- i co dzisiaj już pan eventów nie robi?
- nie robię.
- dlaczego?
- dlatego, że żonę raz na takim evencie poznałem i się skończyło. od razu, na dzień dobry się skończyło.
- jak się skończyło?
- no tak, ja zawsze nową pracę przez kobietę znajdę i przez kobietę ją zmienię.
- jak przez kobietę?
- no normalnie, żona wzięła i powiedziała: „z eventami stop”
- i co "stop" pan zrobił?
- zrobiłem.
- dlaczego?
- proszę pani to rozwiązłe czasy były. wiedziała, co robiła i trochę mnie znała.
- wszystko jasne, a co pan z firmą zrobił?
- koledze sprzedałem. rady nie dał. rok później już firmy nie było.
- czyli, co kolega nie lubił tej roboty?
- i o to chodzi i o to się rozchodzi, proszę pani, że nie lubił. a lubić trzeba.
- czyli, kobiety i robotę trzeba lubić.
- trzeba. kolejną robotę też przez kobietę znalazłem.
- jaką robotę?
- wie pani, historię kocham. historię lubię, interesuję się nią i dlatego przez nią kolejną firmę założyłem.
- jak przez historię?
- no tak. firmę prowadzę, która materiały pirotechniczne i inny sprzęt do grup rekonstrukcyjnych dostarcza.
- grup rekonstrukcyjnych?
- no tak, tych zapaleńców, co w okopach siedzą i przebieg bitew odtwarzają.
- i co opłaca się?
- opłaca się, opłaca. jeden mundur to czasami kilka tysięcy kosztuje. pracuję dla nich i z nimi w tych okopach siedzę.
- żona nic przeciwko nie ma?
- nie ma.
- rozumiem, a taksówka?
- a taksówka to na zimę. wie pan w podróży jestem i od czasu do czasu do jakieś Kobiety, Mężczyzny, Człowieka zagadam i tyle.
- tak – przytaknęłam i pomyślałam: i o to chodzi i o to się rozchodzi, proszę pana, by się Kobiet w życiu słuchać. jak się człowiek Kobiet w życiu posłucha, to pracę na lepszą zmieni.