czasami, już po zmierzchu, słyszysz, jak skrada się do północnej granicy miasta. krok od niej, zatrzymuje się i patrzy. patrzy przed siebie, nieporuszona. z początku w oddali na horyzoncie nic nie ma. krajobraz zdominowany jest przez zmieszane ze sobą trzy kolory: biały, czarny i czerwony. jest gęsto, jest szaro, nic nie widzisz. po chwili jednak, jak zaczynasz dokładnie się przyglądać, dostrzegasz w oddali niewyraźny kształt, to zarys drogi. na jej skraju klęczy ciemna, zakapturzona postać. klęczy, odwrócona plecami do niej, nie porusza się, trwa, wyczekuje. tuż przed północą gwałtowanie prostuje się i zaczyna miarowym krokiem iść przed siebie. nigdy się nie odwraca i nie spogląda za siebie. odchodzi. oddala się.
odchodzi z miasta.